Z czego słynie Meksyk? Z prekolumbijskich piramid, plaż Cancunu, a może narkotyków i porwań? Oczywiście i z tego i z tego, ale także z… nietypowego połączenia działalności karteli narkotykowych z mediami społecznościowymi.
Meksykańscy internauci
Meksyk liczy ponad 121 milionów mieszkańców, z czego ok. 55-57 milionów ma dostęp do sieci (ok. 48%). Wzrost roczny liczby internautów to kilka procent. Największy boom zanotowano w latach 2009-2011, gdy co roku przybywało ponad pięć milionów nowych użytkowników.
W Meksyku dane statystyczne o użytkownikach internetu zbiera AMIPCI Asociación Mexicana de Internet (https://www.amipci.org.mx). Co roku stowarzyszenie publikuje raport w PDF. Materiały dostępne są jedynie w języku hiszpańskim.
Poniższa plansza pochodzi z raportu AMIPCI z 2015 roku. Przedstawia profil meksykańskich internautów: kobiety-mężczyźni 50%-50%, dominują osoby do 34 roku życia, z klasy średniej (C+/C/D+) oraz ze stanów centralnych.
Cały raport do pobrania: tutaj.
Milenialsi
Aż 96% przedstawicieli tej grupy korzysta z social media, a 95% z różnego rodzaju messengerów. Co ciekawe, jedynie 57% posiada smartfony, a 20% tablety. Od razu widać, że najpopularniejszym sposobem dostępu do meksykańskiego internetu są komputery stacjonarne i laptopy. Dostęp do sieci przez urządzenia mobilne jest najmniej popularny na prowincjach.
Cenzura?
W Meksyku nie ma cenzury ani blokady stron czy serwisów społecznościowych. W 2014 roku rząd proponował zmiany w prawie telekomunikacyjnym, które dawałyby możliwość blokowania nieodpowiednich treści. Propozycje były jednak bardzo niejasne i wzbudziły kontrowersje. Setki internautów protestowały przeciwko nowym przepisom – były to inicjatywy podobne do „Nie dla ACTA”. Oczywiście nawet jeśli takie zmiany zostałyby wprowadzone, ich skala byłaby nieporównywalnie mniejsza niż cenzura w Iranie czy Chinach. Niestety w międzynarodowej prasie nie ma najnowszych newsów dotyczących tej sprawy – prawdopodobnie negocjacje/konsultacje nadal trwają.
O ile w Meksyku nie ma oficjalnej cenzury, to często spotyka się przypadki autocenzury. Dziennikarze, zwłaszcza ci z mediów tradycyjnych, są często zastraszani przez kartele lub gangi. Jeśli ktoś publikuje pod swoim prawdziwym nazwiskiem, z reguły trzyma się na baczności i sam siebie cenzuruje. Więcej o tym zagadnieniu – niżej w artykule.
Procent internautów używających social media[/orbit_circle_loader]
Redes sociales
Według danych z kwietnia 2015, aż 93% internautów korzysta z social media (hiszp. redes sociales). Jest to ok. 50 milionów użytkowników. Pozostałe 7% za powody niezaistnienia w społecznościach internetowych podaje: niepokój o dane osobowe, nieinteresujące treści, strach przed uzależnieniem, brak czasu, brak wiedzy “jak to działa”.
Facebook króluje
Według danych AMIPCI najpopularniejszym kanałem social media jest bez wątpienia Facebook – ponad 98% wszystkich użytkowników social media. Zaraz za nim plasuje się Twitter – 92%, YouTube – 80%, Google+ oraz LinkedIn – po 71%. Social media wciągają meksykańskich internautów na średnio 3 godziny 46 minut dziennie. To naprawdę sporo – w Polsce jest to jedynie trochę ponad dwie godziny. Odnotowuje się też spory odsetek dostępu do social media poprzez sprzęt firmy Apple – aż 41% użytkowników.
Czego szuka Meksykanin w social media?
Po pierwsze kontaktu z rodziną i przyjaciółmi, na ten argument wskazuje aż 90% użytkowników. Trochę ponad połowa podaje także możliwość śledzenia wydarzeń kulturalnych, sportowych oraz ogólnie rozrywkowych. Dla 46% to źródło newsów i informacji, a 34% widzi w mediach społecznościowych szansę na poznanie nowych osób.
A co z biznesem? Prawie 60% użytkowników social media śledzi profile marek, by być na bieżąco z ofertami, a 14% liczy na prezenty i inne promocje. Firmy i marki obecne w sieci kładą nacisk na pierwszym miejscu na e-mail marketing, ale zaraz za nim plasują się reklamy w social media oraz zarządzanie profilami w tych kanałach.
Narkotyki i wojny karteli
Czym wyróżniają się trendy w mediach społecznościowych w Meksyku? Na pierwszy rzut oka niczym szczególnym. Tak samo jak wszędzie na świecie rośnie tam liczba użytkowników społecznościówek, zwłaszcza wśród osób młodych. Facebook króluje, a zaraz zanim inne światowe potęgi. Ludzie śledzą marki i czekają na promocje. Rośnie też liczba osób korzystających z urządzeń mobilnych oraz ogólna liczba internautów.
Jednakże Meksyk narkotykami stoi i w tym tkwi różnica. Jak to się ma do social media? Wbrew pozorom bardzo i to w dwóch zupełnie odrębnych aspektach!
Po pierwsze media społecznościowe to często jedyne źródło informacji o zagrożeniach i wydarzeniach związanych z wojnami narkotykowymi. Media tradycyjne nie poświęcają tym zagadnieniom należytej uwagi – czy to z powodu autocenzury i zastraszenia, czy też ze względu na trudny dostęp do tego typu informacji. Warto dodać, że w latach 2000-2015 co najmniej 88 dziennikarzy zostało zamordowanych lub zaginęło w związku z ich publikacjami dotyczącymi narkotyków, a 20 kolejnych zginęło w związku z prowadzonymi śledztwami. Czarę goryczy przelało zabójstwo Rubena Espinosy (początek sierpnia 2015), który ukrywał się po pogróżkach w Mexico City. Z kolei „normalni” ludzie są wszędzie i jako grupa to siła – są w stanie precyzyjnie i bezpiecznie (anonimowo) przekazać informacje w czasie rzeczywistym poprzez social media.
Po drugie kartele także upodobały sobie media społecznościowe. Prowadzą tam działania promocyjne zbliżone do działań marketingowych marek czy firm. Próbują ocieplać swój wizerunek lub wręcz przeciwnie – zastraszać i inwigilować „wrogów”.
Rola Twittera w wojnach narkotykowych
W latach 2006-2011 w tzw. wojnach narkotykowych zginęło ok. 60 tys. osób w tym 10% ludności cywilnej. Starcia pomiędzy kartelami a policją i wojskiem miały miejsce często w dzielnicach zamieszkałych przez „normalnych” ludzi. Media tradycyjne bardzo często nie publikowały informacji na ten temat, lokalni politycy byli/są skorumpowani, a sfrustrowani ludzie zwrócili się ku mediom społecznościowych, a zwłaszcza ku Twitterowi. Użytkownicy tweetują nie tylko o naprawdę groźnych incydentach, ale również o porwaniach i o wszystkim tym co zagraża bezpieczeństwu mieszkańców danej dzielnicy/miasta. Informacje są szybko udostępniane dalej. Social media wyręczają państwo i media tradycyjne. Należy tu wspomnieć, że Meksyk jest na liście najbardziej niebezpiecznych krajów dla ludzi mediów.
Powstają specjalne hasztagi, dzięki którym można wyszukać informacje o niebezpieczeństwach i wydarzeniach np. w danym mieście. Przykładowo #mtyfollow dla miasta Monterrey (płn-wsch Meksyk, stolica stanu Nuevo León).
Zdarzają się też fałszywe alarmy – np. w sierpniu 2011 ktoś napisał tweeta o porwaniu piątki dzieci. Pomimo oficjalnym zaprzeczeniom wybuchła panika, a rodzice zaczęli masowo zabierać potomstwo ze szkół. Aresztowano dwie osoby, które zostały zwolnione pod naciskiem opinii publicznej. Incydent był czerwonym światłem dla władz – wprowadzono przepisy pozwalające karać za rozpowszechnianie niesprawdzonych informacji, które mogą spowodować powszechną panikę.
Niestety dostęp do internetu na prowincjach jest wciąż na niskim poziomie, a właśnie w takich rejonach kartele i zorganizowane grupy przestępcze mają największą władzę (siła, korupcja).
Blog del Narco
Ciekawostką jest Blog del Narco, oczywiście obecny na Twitterze (ponad 162 tys. śledzących i ponad 50 tys. tweetów) i na Facebooku (ponad 10 tys. fanów). Blog jest obserwowany przez profile mediów tradycyjnych, jak np. CNN Espanol czy nawet FBI i meksykańskie Ministerstwo Obrony Narodowej. Rola mediów się tutaj odwraca – to oddolna inicjatywa informuje państwo, a nie odwrotnie. Blog zamieszcza anonimowo sprawdzone informacje (jak pokazała historia są w większości rzetelne, a blog istnieje od kilku lat). Meksykanie nie boją się raportować tu niepokojących incydentów.
Polub fanpage naszego kartelu
Kartele narkotykowe używają Twittera, Facebooka i w mniejszym stopniu innych kanałów społecznościowych, nie tylko do komunikacji, ale i do zastraszania oraz zdobywania informacji o osobach niewygodnych dla danej grupy.
El Golfo Cartel ocieplał swój wizerunek na YouTube, pokazując akcję pomocową dla poszkodowanych w wyniku huraganu Ingrid (2013). Jednocześnie kartele nie mają żadnych uprzedzeń w publikowaniu sfilmowanych zbrodni (element zastraszenia) czy zdjęć z bronią (także ze złota!). Fundacja SecDev donosi, że Twitter i Facebook to w rękach karteli także narzędzia do rekrutacji. Według Fundacji członkowie tych grup przestępczych mają całkiem niezłe przygotowanie marketingowe i działają bardzo podobnie do „zwykłych” marek w social media. Za znawców mediów społecznościowych uchodzi Los Caballeros Templarios, którego członkowie zarządzają licznymi stronami na Facebooku (strony są co jakiś czas usuwane) oraz kanałami filmowymi. Filmiki z udziałem lidera „Caballeros” mają kilkadziesiąt razy więcej wyświetleń niż wystąpienia prezydenta Meksyku.
Więcej o social media w Meksyku oraz ogólnie o meksykańskich internautach znajdziecie tutaj: